Zainteresowanie maseczkami jednorazowymi i rękawiczkami nie było jeszcze nigdy tak duże. Od początku pandemii koronawirusa ceny tych produktów wzrosły nawet o kilkaset procent. Czy za tym wzrostem cen stoi marża dystrybutora? Chęć szybkiego zysku czy coś innego?
Na obecną sytuację nie dało się przygotować - pandemia koronawirusa, tempo jej rozprzestrzeniania a także skutki gospodarcze zaskoczyły polityków, ekonomistów i zwykłych obywateli na całym świecie. Wiele produktów ochrony osobistej, takich jak jednorazowe maseczki czy rękawiczki, w szybkim tempie stały się towarem deficytowym: wykorzystywane w szpitalach (z początku chińskich, a następnie włoskich, hiszpańskich, amerykańskich), jak i przez pracowników służby zdrowia pracujących poza placówkami medycznymi, a także zwykłych obywateli.
Pomimo tego, że naukowcy zajmujący się epidemiami przewidzieli w przeszłości taką sytuację, trudno było się do niej przygotować. Już w 2009 roku, po zakończeniu epidemii grypy H1N1 badacze z Cambridge przeprowadzili badanie, którego celem było sprawdzenie skuteczności materiałów domowych, z których mogą być szyte maseczki wielorazowe. Samo badanie było podyktowane nie tylko samą ciekawością i chęcią zbadania stopnia ochrony oferowanego przez takie domowe maseczki, ale również zapewnienie wiedzy na przyszłość w razie stanu deficytu środków ochrony osobistej. Stanu, jaki mamy obecnie.
Zastanawiając się nad wysokością cen rękawiczek czy maseczek, nie sposób rozpatrywać tego problemu jedynie z perspektywy krajowej - a niestety, wiele osób ma do tego tendencję. To kuszące: w końcu skoro maseczki przed pandemią kosztowały około 40 groszy za sztukę, a obecnie ich cena to kilka złotych, to zdenerwowanie najłatwiej przekierować w stronę sprzedawcy: aptekarza, dystrybutora. Tymczasem jest to cena końcowa, która - choć w perspektywie czasowej wydaje się zawyżona - złożona jest z wysokich cen na każdym etapie: od produkcji do końcowego dystrybuowania.
Większość produktów jednorazowego użytku do ochrony osobistej produkowanych jest w Chinach i Malezji (szacuje się, że 85% światowej produkcji pochodzi z tych krajów). Na tym etapie na ich cenę składa się koszt surowców i półproduktów, zasobów ludzkich oraz marża producenta. Następnie do tych kosztów dochodzi koszt transportu i magazynowania importera (hurtowni) oraz jego marża. Ostatnim krokiem jest koszt dystrybucji towaru i marża dystrybutora.
W obecnej chwili problemy zaczynają się już na starcie: brakuje specjalistycznego materiału, jakim jest włóknina polipropylenowa. Materiał ten do tej pory nie był uważany za produkt strategiczny, dlatego większość krajów decydowała się na jego sprowadzanie z Chin, a nie produkcję wewnętrzną - i to w Chinach właśnie znajduje się najwięcej fabryk go produkujących. Włóknina ta wykorzystywana jest w ubraniach sportowych, filtrach do wody i wielu innych produktach - do ubiegłego roku mniej więcej 2% światowej produkcji wykorzystywanych było do tworzenia masek ochronnych. Produkcja włókniny jest stała, na bieżąco wykorzystywana przez dalszych producentów, którzy kontrakty z fabrykami mają podpisane na kilka lat do przodu. Gdy wzrósł popyt na maski jednorazowe okazało się, że brakuje ich głównego filtrującego komponentu. Sprawę pogorszył fakt, że Chiny zabroniły transportu polipropylenowej włókniny za swoje granice i zatrzymały cały towar, nakazując fabrykom wzmożoną produkcję masek. Obecnie szacuje się, że nawet 95% produkcji poszczególnych fabryk wykorzystywanych jest do tworzenia masek. W ten sposób w krótkim czasie Chiny stały się światową potęgą w tym zakresie i obecnie, jeśli poszczególnym rządom nie udaje się nawiązywać współpracy z Chinami, prawie na pewno nie udaje się ściągnąć do swoich krajów odpowiednich dostaw maseczek. Dodatkowym skutkiem ubocznym zaistniałej sytuacji są przestoje w produkcji innych sektorów wykorzystujących włókninę jako półprodukt.
Pytaniem, które się nasuwa, jest zatem: dlaczego nie otworzyć europejskich fabryk produkujących włókninę polipropylenową? Otóż nie jest to takie proste. Zamówienia na maszyny zdolne wyprodukować ten materiał należało składać z dwuletnim wyprzedzeniem i to w czasach sprzed pandemii. Obecnie czas oczekiwania na maszyny i realna możliwość stworzenia linii produkcyjnej to okres liczony w latach.
Prawa rynku są proste: skoro zdecydowanie podrożały koszty produkcji maseczek, ich cena końcowa również wzrosła. Dla dystrybutora decydującego się na sprzedaż np. w Polsce, kosztami są transport (obecnie utrudniony kwestiami logistycznymi) i magazynowanie. Z naturalnych przyczyn, dystrybutor (jak każdy inny pośrednik na kolejnych etapach handlowych) nakłada na produkt swoją marżę.
Podobnie sprawa ma się z jednorazowymi rękawiczkami. Najpopularniejsze z nich, wykonywane są z lateksu, który wytwarzany jest z mleka drzew kauczukodajnych. Jego ilość jest oczywiście ograniczona, dlatego wzmożona produkcja rękawiczek z naturalnego lateksu jest możliwa jedynie w pewnym zakresie. Inne popularne materiały to nitryl i zwykła folia - tych rękawiczek na rynku światowym nie brakuje, ale ze względu na wysoką podaż, ich cena znacznie wzrosła. Szczególnie w przypadku rękawiczek nitrylowych, uważanych za bezpieczniejsze (nieuczulające) niż lateksowe. Aktualnie sprowadzenie partii rękawiczek nitrylowych od producenta wiąże się nierzadko z zaproponowaniem ceny wyższej, niż inni chętni dystrybutorzy. Zatem podobnie, jak w przypadku maseczek, cena rękawiczek jest wyższa, ponieważ zwiększyły się koszty ich produkcji oraz sama marża już na początku łańcucha handlowego - u producenta.
Poszukując najlepszych ofert maseczek jednorazowych, warto przejrzeć sklepy internetowe. Ich ceny będą znacząco się różnić, jednak nie zawsze najtaniej oznacza najlepiej. Jednorazowe maseczki, aby mogły być uznane za produkt medyczny, powinny posiadać stosowny certyfikat (CE). Nie można sprzedawać jako produktu medycznego maski, która takowego certyfikatu nie posiada. Nieetyczne jest zawyżanie też ceny zwykłych maseczek wprowadzając w błąd odbiorcę, jakoby miał do czynienia z produktem medycznym. Porównując zatem ceny w poszczególnych sklepach warto dokładnie przyglądać się oferowanym produktom: czy na pewno porównujemy maski tej samej jakości, czy różnica w cenie nie wynika z posiadanych bądź nie, certyfikatu.
W Polsce póki co (stan na dzień 2020.05.) nie wprowadzono jeszcze prawnej regulacji cen maseczek jednorazowych, jednak wydarzy się to prawdopodobnie w najbliższym czasie. W projektowanym właśnie rozporządzeniu jest mowa o tym, że towary objęte rozporządzeniem będą mogły mieć narzuconą marżę hurtową w wysokości 8 proc. ceny zbytu. Co ważne, wyroby medyczne mają być wyjęte z rozporządzenia. Na ostateczny jego kształt aktualnie należy jeszcze poczekać. W chwili obecnej maseczki są w obrocie aptek, sklepów, drogerii, a także portali aukcyjnych.